Witam!
Natknęłam się dziś na arcyciekawy artykuł z "Gazety Prawnej", traktujący o nowej podstawie programowej, która obowiązuje od września 2009 r. w pierwszych klasach na poziomie wczesnoszkolnym oraz w gimnazjum. W następnych latach, czyli już od roku szkolnego 2012/2013 stanie się obligatoryjnym dokumentem prawno-oświatowym na drugim i czwartym poziomie edukacyjnym. I co z tego? Prawo i zapisy sobie, a rzeczywistość sobie - tak przynajmniej wynika ze wstępnych rozeznań wśród grona nauczycielskiego, które z braku przekonania do zapisów, a może z przyzwyczajenia, czy rutyny (lenistwa) wykonywanego przez siebie zawodu, nie uważają tego dokumentu za prymarny w swej pracy. Co więcej, z wielu powodów (o których można przeczytać więcej na:
tam, gdzie nauczyciele powinni pracować według zapisów nowego dokumentu, trzymają oni w swych rękach (O ZGROZO!) starą podstawę programową. Pomijając już kwestie przyczyn takiego stanu rzeczy, zastanowić się trzeba nad inną, o wiele bardziej istotną. Kto na tym najwięcej straci? Uczeń. Uczony według starych zapisów będzie musiał podejść do nowych egzaminów weryfikujących nie stan wiedzy, ale wykazanie się konkretnymi kompetencjami, o których właśnie traktuje nowa podstawa programowa. I to jest dramat polskiej edukacji - dramat rozmijania się tego co być powinno z tym co jest faktycznie.
Co Państwo o tym sądzą? Czy podstawa programowa jest przez Państwa realizowana z entuzjazmem, czy może wzbudza niepokój? Z jakich powodów? Jakie są Państwa obawy związane z tym dokumentem? A może jest to świetne rozwiązanie dla polskiej edukacji? Czekam na Państwa głosy!
Nowa podstawa programowa zacznie obowiązywać w mojej szkole od 1 września 2012 roku, czytałem ją raz - szczerze powiedziawszy - bez zrozumienia, mimo, że uczę języka polskiego.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że będzie z nią podobnie, jak z poprzednią postawą - rozziew między zapisami w podstawie a standardami egzaminacyjnymi z CKE.
Chciałbym, żeby "język polski" stał się przedmiotem kształcącym sam język właśnie, a nie analizującym i interpretującym literaturę - to już nie te czasy.
Jeszcze bardziej mnie przeraża to, co dziać się będzie podczas poprawiania testów maturalnych i wypracowań...
Przykro słyszeć w ustach polonisty (!), że przeczytał coś bez zrozumienia. Przecież sam Pan tego uczy, więc najpierw powinno się wymagać od siebie, a później od uczniów. To po pierwsze. Widać też efekty tego czytania bez zrozumienia (nie-czytania) podstawy programowej, która jest jedynym dokumentem regulującym nauczanie. Nie ma i nie będzie już żadnych standardów egzaminacyjnych proszę Pana (oczywiście mówimy tu o klasach i etapach nauczania, w których ta podstawa już funkcjonuje/powinna funkcjonować obowiązkowo). Wobec tego, nie dziwi w ogóle fakt, że podstawa programowa staje się martwym dokumentem, skoro nikt jej nie czyta. Tylko komu Pan robi krzywdę? Uczniom, którzy kiedyś staną na nowym egzaminie maturalnym (2015') i sobie z nim nie poradzą, bo nauczyciel ich do tego nie przygotował. Zatem chyba trzeba przestać myśleć tylko o sobie, o wygodzie bycia nauczycielem. Czas to najwyższy, by zacząć myśleć o uczniach, którzy są w tym wszystkim najważniejsi, a także o tym, że brak stosowania się do zapisów Rozporządzenia Ministerialnego jest zwyczajnym łamaniem prawa! Jakby nie było, nauczyciel jest urzędnikiem państwowym. W tym całym nieporozumieniu, jedno jest pocieszające: do rozpoczęcia nauczania według nowego dokumentu w szkole ponadgimnazjalnej ma Pan jeszcze kilka miesięcy. Zatem życzę Panu, by czas ten wartościowo spędzić, pochylając się ze zrozumieniem i pełną świadomością nad tekstem podstawy programowej. Jak się okazuje jednak, kompetencje analityczne też się w życiu przydają...
UsuńPani Natalio - minęło 7 miesięcy funkcjonowania nowej podstawy programowej - jak się pani pracuje z tym nowym, wspaniałym, przeanalizowanym (zapewne) dokumentem?
UsuńMam nadzieję, że nie pracuje pani na lekcjach z uczniami w taki sposób, w jaki odniosła się pani do mojego wpisu - PRYNCYPIALNIE (belfrem zapachniało).
Pozdrawiam - rozczarowany edukacyjną fikcją Władek.
Szanowna Pani Natalio,
OdpowiedzUsuńprzede wszystkim jestem oburzona powoływaniem się na serwis "Gazeta Prawna". Trudno znaleźć inne źródło, w którym tak perfidnie permanentnie oczernia się nauczycieli.
Szczerze rozbawiło mnie zdanie: "tam, gdzie nauczyciele powinni pracować według zapisów nowego dokumentu, trzymają oni w swych rękach (O ZGROZO!) starą podstawę programową" - bo przecież dokument, który stanowił dotychczas podstawę nauczania to ucieleśnienie zła wszelakiego...
Poza tym, Pani Natalio, proszę nie zapominać, że to WIEDZA jest podstawą nabywanych umiejętności, czy kompetencji. Możemy się bawić w metody aktywizujące, bardzo chętnie, ale problem polega na tym, że słabsi uczniowie nie zawsze "załapią" po co to w ogóle robią. Żeby rozwiać wątpliwości - jestem młodym nauczycielem, więc nie mam jeszcze pożółkłych zeszytów, ale przyznaję, że czasem z zazdrością spoglądam na starsze koleżanki, które wypracowały sobie może czasem mało atrakcyjne, ale skuteczne metody pracy.
Jeżeli chodzi o zarzucane nam lenistwo powiem tak: w tym roku na potrzeby ankiety "zliczyłam" liczbę godzin spędzonych w pracy i okazało się, że: w szkole spędzam tygodniowo 26 godzin (18 godz. w czasie lekcji, 2 godz. na "godzinach karcianych" 5 godz. na zajęciach indywidualnych i 1 godz. (nieodpłatnie) w ramach programu Wars i Sawa). Z moich ZANIŻONYCH (!) obliczeń wynika również, że w domu na przygotowania, sprawdzenie zeszytów, sprawdzianów, wypracowań, korespondencję z rodzicami (przez dziennik elektroniczny) każdego tygodnia poświęcam ok. 40 godzin. A do tego - średnio raz w miesiącu - 3 godz. na rada pedagogiczna i godz. wywiadówka lub konsultacje dla rodziców, o konkursach, w których TRZEBA brać udział, czy różnych ankietach ewaluacyjnych nie wspomnę...
I mnóżcie nam jeszcze papierologię i procedury - a potem narzekajcie, że dla dzieci brakuje nam czasu i zwyczajnie - siły.
A jak wygląda w mojej szkole znajomość podstawy programowej? Nauczyciele klas IV-VI już rok temu spotykali się "po lekcjach", żeby omówić różnice pomiędzy starą a nową podstawą programową z danego przedmiotu. W tym roku będziemy omawiać różnice w podstawie programowej w kl. I-III, żeby wiedzieć, z jakim "materiałem" będziemy pracować. Poza tym, mamy za zadanie obserwować i prowadzić po 2 lekcje (też w ramach pomocy koleżeńskiej po godzinach) w wybranej klasie III, która "idzie" według nowego systemu.
A może zechcą Państwo, w podobnym celu nawiązać z nami współpracę i przyjść poobserwować i poprowadzić przykładowe lekcje? Zapraszam i oferuję pomoc w przygotowaniach organizacyjnych (ja-leniwy nauczyciel). Może wtedy Państwa opinie nie byłyby tak... teoretyczne... Bo moim zdaniem, na tym właśnie polega największy dramat - na rozmijaniu się teorii z praktycznymi możliwościami.
Pozdrawiam,
M.K.
Cieszy mnie, że podjęty przeze mnie wątek wzbudza tyle emocji. Podejmując ten temat świadomie chciałam sprowokować do dyskusji.
UsuńCzytając Pani wypowiedź wydaje się, że zarzuca mi Pani generalizowanie i mierzenie wszystkich nauczycieli tą samą miarą. Absolutnie tak nie jest - to dlatego ja jako teoretyk nie oceniam, a prowokuję do dyskusji, by dowiedzieć się jak jest faktycznie (stąd te pytania skierowane na końcu do Państwa oraz tytuł postu w takiej formie).
Budujące jest, że w Pani szkole zjawisko wdrażania nowego dokumentu nie jest obce nauczycielom, ale z poprzedniego wpisu wynika, że nie wszyscy wiedzą o co do końca chodzi. Więc choć trochę prawdy w moim wpisie jest.
Nie pisałam, że stara podstawa programowa to "ucieleśnienie zła", ale chodziło mi o przestrzeganie prawa: skoro coś obowiązuje i jest zatwierdzone przez resort to należy to przestrzegać! A wszystko co nowe, budzi wiele wątpliwości.
Co do kompetencji... Szanowna Pani, owszem wiedza jest podstawą umiejętności, ale proszę pamiętać, że kompetencje są określane zarówno jako wiedza, umiejętności oraz wartości (uczniowskie postawy). Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować zapis z podstawy: "Kształtowanie postaw, przekazywanie wiadomości oraz rozwijanie umiejętności stanowią wzajemnie uzupełniające się wymiary pracy nauczyciela" (Część ogólna, s. 10). Wobec tego proszę pamiętać, że bycie nauczycielem to nie zawód, profesja, ale pewna misja! I wcale nie zarzucam nauczycielom, że pracują mniej niż 40 godz./tydz. Powiem nawet więcej, doskonale to rozumiem, że bycie nauczycielem jest wymagające. Niemniej jednak, fakt ten nie usprawiedliwia i nie zwalnia nauczycieli od przestrzegania prawa oświatowego, w tym wypadku realizacji podstawy programowej, a z nią kształcenia kompetencji (wiedza, umiejętności i wartości) oraz dostosowywania metod i form pracy za każdym razem. Proszę więc nie zazdrościć Pani kolegom/koleżankom z pracy powielania wypracowanych przez lata schematów, form czy metod nauczania.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPani Natalio, czytałam Państwa blog z sympatii, ale przyznam szczerze, że jeżeli chce Pani zachęcić do dyskusji, to moim zdaniem wybrała Pani nie najlepszą drogę. Obrażanie innych rzeczywiście może wywołać dyskusję, tylko pytanie - na ile budującą. Jeżeli do tej pory zastanawiałam się nad tym czy polecić ten blog innym nauczycielom, teraz na pewno tego nie zrobię, bo negatywnych emocji wokół naszego zawodu doświadczamy aż nadto.
OdpowiedzUsuńCo do poczucia misji - proszę Pani, nie generalizuję, tylko mówię na własnym przykładzie - porzuciłam doktorat, bo ważniejsza dla mnie była praca w szkole. Na dodatek, bardzo dobrze się z tym czuję. I mimo że pracowałam w dwóch różnych szkołach - w gimnazjum i w podstawówce znam bardzo nielicznych nauczycieli, którzy zostali nauczycielami z innych powodów.
Co do zeszytów - nie zazdroszczę tego starszym nauczycielom z lenistwa, ale jak świat światem na języku polskim uczyło się np. pisać opowiadania i pewnie przez najbliższe lata będzie się uczyło, więc jeśli ktoś już ma opracowane metody, jak tego skutecznie nauczyć, to ja jako "żółtodziób" spoglądam na niego z podziwem. Niestety mimo bardzo poważnego traktowania swoich obowiązków studenckich - w tym w zakresie dydaktyki, solidnie odbytych praktyk i 3 lat pracy w wolontariacie, moje metody (tradycyjne i aktywizujące) muszę wypróbować "na uczniach" i albo się sprawdzają, albo nie, więc jest to w większym lub mniejszym stopniu eksperyment na ludziach. Dlatego zazdroszczę kolegom z doświadczeniem, którzy wiedzą już, jakie metody są skuteczne. Z tego też powodu i Państwu zalecam większą wrażliwość na człowieka przed wprowadzaniem kolejnych zmian. Trzeba pomyśleć o skutkach, których później już nie można odkręcić (ot, genialny pomysł na wprowadzenie gimnazjów).
PS Nie odpowiedziała Pani na moją ostatnią propozycję. Jeżeli wymagamy od innych, zacznijmy od siebie.
Czytając wpis autorki oraz jej komentarze, na podjęcie dyskusji przez czytających ten "początkujący blog" nauczycieli, niestety, ale jednak, utwierdzam się w tym, że p. Natalia patrzy na edukację szkolną jedynie przez pryzmat uczelnianej teorii dydaktyki (być może nauczania studentów - a to jednak, nie możemy nazwać szkolną praktyką). A szkoda. Kiedyś ktoś powiedział mi, że nauczyciel powinien nieustannie rozwijać się i pogłębiać swoją wiedzę oraz dobrze by było, gdyby utrzymywał kontakt z uczelnią wyższą - i jak by nie patrzeć nauczyciele uczestniczą w konferencjach, szkoleniach, warsztatach, kursach - zewnętrzynych i wewnętrznych - i proszę nie pisać, że "super, że pani uczestniczy, ale z pewnością są tacy nauczyciele, którzy nie uczestniczą", bo po pierwsze - jaką ma pani, pani Natalio, pewność, skoro nie jest pani praktykiem(?); a po drugie - w trakcie trwania roku szkolnego dyrektorzy szkół w rocznym planie wpisują wewnątrzszkolne szkolenia rad, w których udział biorą wszyscy członkowie grona. Skoro zatem od dydaktyków-praktyków wymaga się współpracy z uczelniami, dlaczego odwrotnych relacji nie wymagają od siebie sami dydaktycy-teoretycy(?), przecież: "Jeżeli wymagamy od innych, zacznijmy od siebie"... Dlaczego o tym piszę? Autorzy tego bloga zrobili bardzo ładny wstęp, szkoda tylko, że zamiast zapowiadanego dzielenia się i wspierania, póki co mamy atak i bezpodstawne insynuacje... W związku z tym raczej, podobnie jak moja przedmówczyni, pozostaje mi chyba zrezygnować z odwiedzania niniejszej strony, gdyż wystarczająco dużo bombardowań anty-nauczycielskich mamy choćby ze strony manipulującyjch opinią mediów, nie wspominając już o innych jednostkach. Kto jak kto, ale przedstawiciele dydaktyki uczelnianej nie powinni tworzyć obozu przeciwnego do dydaktyków szkolnych. Nie tędy droga. Cóż - będę czekać na pozytywny rozwój bloga.
OdpowiedzUsuńPS A odnośnie nowej podstawy, nie wychwalałabym jej tak "pod niebiosy" i nie broniła "własną piersią", ponieważ nawet jej twórcy nie sa w stanie zagwarantować, jaki, i czy w ogóle pozytywny, efekt w rozwoju młodych pokoleń przyniesie. Z prostej przyczyny - nie ma jeszcze pokolenia, które by przeżyło ją na "własnej skórze" i mogło powiedzieć, że ma wszechstronną wiedzę. A analizując podstawy z różnych przedmiotów (o zgrozo - m.in. z historii!), będąc zwykłym człowiekiem, już po pierwszym spojrzeniu widać, że jednak kształcić będziemy uboższe pod wieloma względami pokolenia... Zanim zaczną państwo uświadamiać mi (nam), że będzie inaczej, prosze najpierw zaznajomić się z tekstami nowych podstaw i przemyśleć, we własnym sumieniu (własnym! nie "współuczelnianym" - wyuczonym), czy rzeczywiście dzieci i młodzież, według nich nauczane i wychowywane, będą posiadały równie rozległą i wszechstronną wiedzę o świecie, jak ich "poprzednicy", uczeni według tzw. "starej podstawy".
Nie jestem nauczycielem, ale czuję jakiś zgrzyt na tym forum - zawsze odnosiłem wrażenie, że opór materii w środowisku nauczycieli jest ogromny. Wróćmy do tematu czytania ze zrozumieniem - krytykujecie media (Pani Monika), krytykujecie podstawę programową (Pani Monika, Ania oraz Pan Władek) i unosicie się na autorkę, że was "obraża". Co natomiast zrozumieli Państwo z postu? - że jest to atak na biednych, przepracowanych nauczycieli, oraz że autorka postu jest "po stronie nowej podstawy". Po co nam jednak opinia na temat podstawy, skoro tematem artykułu jest prosty fakt (oparty na badaniach MEN), że 90% nauczycieli nie stosuje wytycznych z nowej podstawy programowej - podstawy wprowadzonej w 2009 roku a mamy 2012!!!. To kiedy nauczyciele zaczną ją stosować? Ile jeszcze lat minie? Ile roczników nie będzie przygotowanych do wymagań egzaminacyjnych? Oczywiście, że można mieć zastrzeżenia do trybu wprowadzania zmian, znam rzeczywistość naszego kraju - może MEN nie pomaga w tym nauczycielom? - ale nikt z Państwa nic na ten temat nie napisał! To tyle jeśli chodzi o czytanie ze zrozumieniem....
OdpowiedzUsuńDobrze - to może prościej: w szkołach ponadgimnzjalnych podstawa (nowa) działa od września 2012 roku. Kto zadał pytanie, jak wyglądać będzie w szczegółach egzamin maturalny A.D. 2015? NIKT!!! Dlaczego? Ponieważ pierwszy informator maturalny ukaże się JUŻ pod koniec maja (OBY!!!) 2013 roku i dopiero z niego dowiemy się, jaką formę pisemna będziemy oceniać na egz. maturalnym. Dlaczego np. rodzice nie domagali się, by taki informator ukazał się w maju 2012 roku, by uczniowie wiedzieli, co ich czeka w 2015 roku?
UsuńRok szkolny 2012/2013 uważam za stracony, ponieważ nie mam pojęcia, jaka wypowiedź pisemną z uczniami ćwiczyć - a to będzie miało olbrzymi wpływ na tzw. "zdawalność".
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPanie Janie,
OdpowiedzUsuńodpowiadając na Pana pytanie: "Po co nam jednak opinia na temat podstawy, skoro tematem artykułu jest prosty fakt (oparty na badaniach MEN), że 90% nauczycieli nie stosuje wytycznych z nowej podstawy programowej - podstawy wprowadzonej w 2009 roku a mamy 2012!!!" - z prostej przyczyny. Otóż, my, nauczyciele z poczuciem misji(jak chciała pani Natalia), wbrew obiegowej opinii czujemy się odpowiedzialni za "nasze dzieci". I proszę się nie dziwić, że w dyskusji wracamy do treści podstawy programowej (a zarzuca nam się, że jej nie znamy). W końcu to ten dokument ma być wprowadzony w życie. Skoro mamy wątpliwości, czy jest to najlepsze dla uczniów, chyba czymś naturalnym jest, że możemy "mieć opory" przed jej realizowaniem (odsyłam do wypowiedzi p. Ani).
Co do dat, nowa podstawa programowa w klasach IV-VI i w liceach będzie obowiązywała dopiero od września tego roku.
A jeżeli chodzi o przygotowanie uczniów do wymagań egzaminacyjnych - cóż, mimo że bacznie śledzę "rozwój wydarzeń" nie spotkałam się jeszcze z informacją, jak taki sprawdzian szóstoklasisty będzie wyglądał. Mam wrażenie, że nie wiedzą tego jeszcze sami twórcy reformy. Jeśli się mylę, przepraszam za ignorancję i chętnie zapoznam się z udostępnionymi materiałami.
I kwestia ostatnia: "tematem artykułu jest prosty fakt (oparty na badaniach MEN)". Jeszcze raz przeczytałam ww. artykuł w poszukiwaniu informacji, na jakich to badaniach jest oparta główna teza artykułu.I znalazłam taką o to rzeczową informację: "Do takich informacji dotarł DGP". Czy ktoś obserwował jakieś lekcje, przeprowadzał testy, wywiady - nic mi na ten temat nie wiadomo.
A jeżeli uważa Pan, że wypowiedź pani Natalii jest prostym zrelacjonowaniem FAKTU, proponuję nie tylko czytać ze zrozumieniem, ale też INTERPRETOWAĆ. I w tym kontekście odczytać nasze odpowiedzi.
* "I znalazłam taką OTO rzeczową informację..." - przepraszam za przypadkowe wstawienie spacji.
UsuńPani Moniko - rozumiem, że kwestionuje Pani ten wynik? Natomiast wypowiedzi zarówno Pani jak i pozostałych osób w pełni go przecież potwierdzają (cytuję - "mamy wątpliwości, czy jest to najlepsze dla uczniów, chyba czymś naturalnym jest, że możemy "mieć opory" przed jej realizowaniem") - nie wprowadzacie nowej podstawy bo się jej boicie. Moim zdaniem ministerstwo samo nie publikuje wyników badań, bo musiałoby się przyznać do porażki w tej kwestii i może wręcz powinno opóźnić wprowadzenie podstawy programowej w liceach (jako że byłoby to bez sensu - skoro w gimnazjach jej nie stosują). Wróćmy do wypowiedzi autorki - jest Pani urzędniczką państwową - dla mnie jest to jasne, że nie stosuje się Pani do wytycznych ministerstwa. To właściwie jaką podstawę programową teraz mamy realnie - starą? nową? czy coś pomiędzy? - jakie kryteria egzaminacyjne stosować wobec dzieci zatem? Na szczęście wiem, że Pani akurat podchodzi do tematu poważnie - inaczej nie wypowiadałaby się Pani na tym forum. Natomiast mam wątpliwości co do pozostałych nauczycieli (tych tytułowych 90%) - znowu będzie jak ze wszystkimi zmianami w polskiej edukacji - ministerstwo sobie, nauczyciele sobie, a uczniowie sobie (czytaj na korepetycje). Życzę miłego wieczoru.
OdpowiedzUsuńPanie Janie,
OdpowiedzUsuńto, że "mamy opory" przed wprowadzeniem nowej podstawy programowej, nie znaczy, że jej nie realizujemy. Gwoli ścisłości, ja tego nie robię - ponieważ na tym etapie nauczania, z którym mam do czynienia, jeszcze nie obowiązuje. Za to rok temu, pracując w gimnazjum, nie miałam żadnych problemów z jego wdrażaniem.
Jednak ja, jako młody nauczyciel mam trochę łatwiej, bo od tego właściwie zaczynam (tak czy inaczej dopiero się uczę - "wypracowuję warsztat"). Często rozmawiam za to ze swoimi starszymi koleżankami z pracy, o których, jak Pan zapewne zauważył, mam bardzo dobre zdanie i rozumiem ich niepokoje.
Mimo wspomnianych oporów, jestem w stanie zagwarantować, że z chwilą, kiedy dokument zacznie u nas obowiązywać, w miarę możliwości będziemy realizować zawarte w nim treści (o przygotowaniach pisałam powyżej). W związku z tym - tak, kwestionuję ten wynik - bo nie wiem, na podstawie jakich badań powstał, a moje obserwacje "ze szkolnego podwórka" wskazują na coś innego. Proszę prześledzić inne artykuły zamieszczane na łamach "Gazety Prawnej". Generalnie, niemal każdy wpis poświęcony oświacie dowodzi, jakich to okropnych mamy nauczycieli, bez potwierdzenia wiarygodności prezentowanych tez. Stąd też nasze być może zbyt emocjonalne reakcje.
Jeszcze jedno - nie boimy się nowej podstawy, bo właściwie zawiera ona okrojony materiał (w stosunku do poprzedniej), ale boimy się o wspomniane wyżej kompetencje uczniów, ukształtowane w nowym systemie edukacji - a jak pisała p. Ania - nikt nie jest w stanie zagwarantować nam jego skuteczności.
A co do postawy ministerstwa - to jest moje subiektywne zdanie, ale śmiem twierdzić, że jeżeli okaże się, że jego najnowszy pomysł będzie kolejnym fiaskiem, winą za to zostaną obarczeni nauczyciele, którzy nie potrafili wcielić w życie wspaniale przygotowanego dokumentu.
Życzę dobrej nocy :)
Kolejna poprawka: "nie miałam problemów z JEJ wdrażaniem".
OdpowiedzUsuńTo najlepiej ujęte sedno sprawy: "nie boimy się nowej podstawy, bo właściwie zawiera ona okrojony materiał (w stosunku do poprzedniej), ale boimy się o wspomniane wyżej kompetencje uczniów, ukształtowane w nowym systemie edukacji". Przecież w centrum naszej uwagi jest DZIECKO - człowiek. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZ mojej strony napiszę tylko jedno... Jako teoretyk nie podejmę się (z różnych względów) wyzwania postawionego przez p. Monikę. Sądzę, że są od tego ludzie, którzy o wiele lepiej niż ja - znają się na kwestii praktycznego wdrażania zapisów podstawy programowej w życie. Porozmawiam natomiast z osobami, które być może zgodzą się poprowadzić cykl takich pokazowych, modelowych lekcji - wtedy miałoby to większy cel i sens. Być może nauczyciele są pozostawieni sami sobie w obliczu nowej rzeczywistości edukacyjnej? Sądzicie Państwo, że takie pokazowe lekcje powinny mieć charakter ogólnokrajowy - tak, by móc faktycznie przygotować do umiejętnego wdrażania nowego dokumentu?
OdpowiedzUsuńChciałam tylko raz jeszcze sprostować fakt, który wywołał "burzę". Otóż, nie będąc praktykiem (zajmując się teorią dydaktyczną) muszę na czymś bazować. Po przeczytaniu artykułu (a na jakiejś podstawie musiał powstać) natchnął on mnie do pewnej refleksji, którą ośmieliłam się zaprezentować na forum. Nikomu nie zabraniam polemizowania ze mną, wręcz przeciwnie zachęcam do dyskusji. Summa summarum, pokazałam problem, że brak realizacji podstawy programowej jest łamaniem prawa. Dobrze, że istnieją jednak tacy nauczyciele jak moje Przedmówczynie.
Polecam zatem lekturę "Polonistyki" z marca 2013 roku, w której odniesiono się do tez pana Bartmińskiego, który - jako współautor nowej podstawy programowej - bije się w piersi (?), opamiętał się (?), otrzeźwiał (?)...
UsuńDla jeszcze kilku ciekawych wpisów zapraszam do dyskusji na facebooku - profil: Pokój Nauczyciela, notka: A wy się stosujecie do nowej podstawy programowej?
OdpowiedzUsuńI bardzo się cieszę, że rozgorzała dyskusja - jako teoretycy nie mamy Waszych doświadczeń, tym bardziej Wasze głosy są dla nas ważne i interesujące. Nie traktujcie nas jednak wrogo z zasady, że "wy nic nie wiecie". Wiemy, tylko inaczej :)
Możemy dyskutować - dzięki temu (mam nadzieję!) obie strony zyskają.
Ach! jeszcze jedno - nie jestem głosicielem podstawy programowej. Jako miłośnik nowych mediów widzę w niej sporo braków i niedociągnięć (o tym wkrótce :)), nie uważam podstawy za dokument idealny (o nie!), ale uważam, że ma kilka dużych zalet np. język wymagań czy niewymaganie od ucznia znajomości definicji, ale rozumienia pojęć.
OdpowiedzUsuńWitam ponownie :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że powoli zaczynamy wypracowywać wspólne stanowisko. Pani Agato, daleka jestem od stwierdzenia, że Wy-teoretycy nic nie wiecie. W końcu, gdyby tak było, po co miałabym zaglądać na tę stronę? Niemniej jednak jeżeli czytam bardzo niesprawiedliwe opinie właśnie tutaj, to trudno jest mi to przyjąć "bez emocji".
Ja też nie twierdzę ani że podstawa programowa jest pozbawiona jakichkowiek zalet, ani że my-nauczyciele jesteśmy idealni i nieomylni, chociaż praktyka pokazuje, że tego się od nas wymaga.
Wracając do lekcji modelowych. Czy sądzą Panie, że byłyby w stanie dotrzeć z nimi do Warszawy - bo tutaj aktualnie pracuję. Na razie piszę nieoficjalnie, bo nie rozmawiałam jeszcze o tym z dyrekcją, ale myślę, że moja szkoła taką formą "szkolenia" byłaby zainteresowana.
A jeżeli mogę coś jeszcze zasugerować - czym zachęcić nauczycieli do odwiedzania bloga - może udałoby się stworzyć warunki do dzielenia się konkretnymi rozwiązaniami - dotyczącymi omawiania danej (np. nowej) lektury, zagadnień z zakresu gramatyki (w tym obszarze w Internecie trudno znaleźć inspirację do zajęć), sposobów radzenia sobie w trudnych sytuacjach w relacji z uczniem czy rodzicem.
Pozdrawiam i życzę pozytywnego rozwoju bloga :)
Nie mogę się oprzeć chęci podsumowania komentarzy zawartych w tym poście. Post dotyczy nowej podstawy programowej a dyskusja jaka powstała nijak się ma do tego o co autorka zawarła w swoim tekście. Tekst jest o nowej podstawie programowej a w komentarzach powstała dyskusja na temat tego jak nauczyciele są biedni i mają źle w swojej pracy i zarzucają teoretykom, że nie rozumieją praktyków. Nikt ich do tego zawodu nie zmuszał i nie kazał im iść na zawód nauczyciela. Mam wrażenie, że niektóre osoby bardzo osobiście podeszły do powyższego tekstu i za bardzo biorą to do siebie. Zamiast dyskutować na temat podstawy programowej powstała całkiem inna dyskusja niż była zamierzona przez autorkę i to nie z jej winy tylko dyskutantek które zaczęły opisywać swoje doświadczenia zawodowe, i żalić się na forum owego bloga oraz wykorzystywać go do wyrzucania swoich niepowodzeń zawodowych na innych. Drodzy państwo nie dajmy się zwariować, każdy ma swoją pracę i prawdą jest, że jaka by to praca nie była trzeba ją wykonywać z należytym zaangażowaniem i starannością. Będąc na blogu dotyczącym polonistyki szkolnej rozmawiajmy o tej polonistyce w sposób fachowy bo to co tutaj piszemy jest odzwierciedleniem wartości tego bloga. Pisząc w komentarzach tematy nie związane z blogiem i obrażanie innych obniża wartość merytoryczną tekstu. Stąd pozwolę sobie o apel do wszystkich ludzi chcących komentować ten czy inny blog który brzmi: "Zanim zechcemy wyrazić swoją opinię w danym temacie zastanówmy się sami przed sobą, czy jesteśmy na tyle dojrzali by taką opinię wyrazić." Dziękuję wszystkim za przeczytanie mojego komentarza i mam nadzieję, że wrócimy na właściwy tor merytoryczny komentarzy.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńjestem polonistką, ale od lat zajmuję się komunikacją marketingową. Mam dwoje dzieci w wieku szkolnym i dlatego z zainteresowaniem śledzę wszystko, co dotyczy szkoły. Przeczytałam nową podstawę programową, żeby wiedzieć, co moje dzieciaki powinny wiedzieć i umieć. Jestem pod wrażeniem zmian, które zachodzą w szkole (a przynajmniej w dokumentach). BARDZO podoba mi się nacisk na kształcenie praktycznych umiejętności językowych. Nieśmiałe wprowadzenie zagadnień dotyczących perswazji (w tym manipulacji i reklamy), agresji w języku, uważam za krok w dobrym kierunku. Podoba mi się też ograniczenie liczby lektur obowiązkowych do tych najbardziej wartościowych (chociaż romantyzm ograniczyłabym jeszcze bardziej na rzecz literatury współczesnej, np. publicystyki). Podstawę uzupełniłabym o kształcenie umiejętności korzystania z wirtualnych narzędzi, takich jak internetowe biblioteki, google books, google scholar i oceniania wiarygodności internetowych źródeł.
Cieszę się z tych zmian.
Będę tu zaglądać.
Pozdrawiam,
Sylwia Czuba